Furtka II

Następuje państfowa selekcja, która segreguje i tępi ludzi o określonym typie osobowości.

Wyszedłem po północy na szluga i zastałem auto nakurwiające na pół ośki vox fm z nieprzytomnym typem w środku. Otworzyłem drzwi i sprawdziłem, co ma w samarze, niestety miast dragów były to spodnie robocze i garść jebanych gwoździ. Wyłączyłem mu radio i zamknąłem drzwi.

Przehandlowałem dziś w tramwaju 2 klony na receptę na 3 opakowania – 2 tabsy za 90 – to mi się spodobało. Strzeliłem sobie ponadto dwa bunondole w toalecie w galerii, a następnie 2 centy metadonu w kiblu w Rydygierze. Mogłem zażyczyć sobie więcej, bo to było za książkę.

Jutro ujrzę Srokę na Kobierzanach, oddział 3b. Ciekaw jestem, czy wystawiono już za mną list gończy. Dostałem zakaz odwiedzin, bo poczęstowałem Srokę klonem, który wciągnęła w ubikacji. Przesłuchanie przez panią psychiatrę sądową

-przed chwilą przysięgał pan, że ma pan przy sobie tylko jedno opakowanie clonazepamu, tymczasem ma pan trzy. Ja jestem psychiatrą sądową, nie ze mną takie numery.

Śpię na klatce na ulicy Perkuna 23, gdzie pomieszkiwałem w mieszkaniu nr 13. Dzisiaj zwizytowałem komendę, zatrzymano mnie przy hali targowej, gdzie jakoby próbowałem nabyć lub sprzedać nielegalne substancje. Będzie trzeba wstać o 6-tej , co by mnie jaśnie szanowni obywatelelele nie przycięli, co i tak z czasem mi się przytrafiło, i zostałem wypędzony jak diabeł. Nie mam żadnych myśli godnych odnotowania. W korytarzu na ostatnim piętrze wszędzie były numery mieszkań, wobec czego śpię na klatce przy mieszkaniu nr 66. Nie potrafię wyzerować się z klonów. Kończę właśnie jabłonowe mocne i będę próbował zasnąć. Ogniu krocz za mną. Zajaram jeszcze.

Jestem cały wydiablony i obolały jak nigdy. Wczoraj Sroka mi powiedziała, że jej domostwo w P. nie pozamykane i mogę się przekimać, więc żeby nie spać w przytulisku pojechałem tam. Niestety wszystko było zamknięte – skok przez płot, a w domu cichym i ciemnym zastałem jej dziadków. Tymczasem pomyliłem chałupy i w tej ichniej rozbiłem szybę cegłówką. Uciekłem stamtąd, mało co sobie nie łamiąc przy tym nogi i przewłóczyłem się całą noc. Dziś nie lepiej, gorzej właściwie, choć znalazłem lokum na skłocie – hipis zdaje się mnie szanować. Do czasu – wyjebał mnie waląc kijem w czaszkę i grożąc, że mi ją otworzy, bo mu nasrałem na podwórku. Później nocna włóczanina, w trakcie której szwędałem się po pubach, próbując znaleźć kogoś, kto mi postawi piwo i pozwoli posiedzieć do 4-tej nad ranem. Ludzka arogancja i ignorancja odurzciły mnie na tyle, że przez 24h zjadłem 54 klonazepamy i się zjarałem holendrem z przypadkowo poznanym kolesiem. Do tej pory nie potrafię pojąć dlaczego tak przesadziłem z klo – zwariował mi błędnik i miałem zaburzoną mowę. Tyle zmarnowanych szans, a wydawało mi się, że szczęście mi sprzyja. Tyle straconych momentów. Ból kości, przemarznięcie. W pewnym momencie wypluwałem już ten klonazepam, mając wrażenie, że to białe kamienie.

Było trzeba mi korzystać z noclegowni dla bezdomnych. Wyspałem się w noclegowni, łaskawie opłaconej mi przez Bartłomieja, zjadłem pozostałe 6 klonazepamów, odwiozłem śpiwór na Mistrzejowice i wybrałem się do Sroki do Babińskiego. Myślę, że wyczuła mój złamany stan ducha. Popłakała się na pożegnanie – na pytanie – dlaczego płacze – odparła – bo tak mi Ciebie brak / bo tak mi jesteś potrzebny. Mam rozdarte serce, że nie odwiedzę jej dzisiaj, ale żywot kloszarda późnej polskiej jesieni okazał się po czasie ponad moje siły. A mimo to coś mi mówi, że przeżyłbym te 2 tygodnie do jej wyjścia, ale w jakim byłbym stanie, trudno mi to sobie wyobrazić, na pewno bez sił aby zadbać o naszą przyszłość, chyba żeby mi się pofarciło i dodzwoniłbym się do Lato i ten pozwolił mi kimać na górze w suszarni.

Jak parokrotnie po nieprzespanych nocach łapałem przysypki  w tramwajach wydawało mi się, że odczuwam wyraźnie niewieścią obecność i tłumaczyłem sobie, że to telepatia ze Sroką, ale kto wie, może Matka Boska Neuschwabenlandzka i zielonych elfów. Czas mi się wlecze okropnie z każdą minutą, gdy oddalam się od Krakowa i mam nadzieję, że to nie prognoza tempa upływu czasu w kryminale, lub psychiatryku, do którego mam już skierowanie – Houston, witaj ponownie. Niby będę mógł się starać o przeniesienie do Szpitala Psychiatrii Sądowej, gdzie siedzą uzależnieni, którzy popełnili przestępstwa. Wierzę w to jak w zeszłoroczne bombki choinkowe, dawno gnijące na twoim okolicznym wysypisku śmieci.

Z wyrw odurzonych dni

Z urywków nieobecności

Ze strzępów bolesnego otrzeźwienia

Poskładać całość

Całość, dysponującą mocą wyzwalania

W nieziemskiej jasności

Odnaleźć wybaczenie

ashajnou

ZAPISKI WIĘZIENNE:                                                                                               

ok. 2:33

W środku nocy, nie mogąc zasnąć, wyrzucam sobie małość ducha, jakby nie chcąc dostrzec, że na takim zjeździe z benzodiazepin, gdybym był zdolny do wykonania któregoś z planów ewakuacyjnych – jak np. włamu do mieszkania lubej lub zamieszkania z kibolami Cracovii, byłbym chyba nadczłowiekiem. Może jednak by wystarczyło spróbować przetrwać najgorsze najmniejszym możliwym kosztem, kimnąć się w ruinach na Mogilskim, zechlać do snu… Albo gdybym mógł poczekać na D.! Do diabła! Nie zasnę raczej tej nocy, cóż. I tak zmierzyłem się z losem, zabrakło szczęścia, ale to zapewne kwestia karmy.

Te chwile, gdy jak nie śpiąc po gargantuicznym przedawkowaniu klonazepamu, wybudzałem się i zaczynałem w końcu przemawiać wyraźnie, pokazują mi płynność granicy między jawą a snem. Być może jak na złość jutro zaordynują mój przezut na celę z przejściowej na ZK i jak na złość źle trafię… przetrwam i to. Gdybym tylko potrafił ten zewnętrzny spokój ducha sprowadzić na wewnętrzne pole, pod próg umysłu i – co za tym idzie – zasnąć…

Stary hipisie ze skłotu pod centrum kongresowym, wielkodusznie wybaczam ci to, że z taką czystą złością zaatakowałeś mnie lagą po głowie. Domyślam się, że mogłeś wdepnąć w te moje odchody, pozostawione – jak sam powiedziałeś – na samym środku podwórka. Być może tuż przed i po moim przyjściu nie było Cię w izbie, bo czyściłeś podeszwę buciora, gdy ja przepalałem twoją lufę od zioła tytoniem. I zapewne mało co nie zwymiotowałeś od mojego bezdomnego gówna. Zrujnowałem tym samym na moment cały twój misteryjny plan ucieczki od ludzkiego smrodu. Nieszczęśnie dla mnie zjadłem następnie te 54 tab. klonazepamu, żeby być sobie w stanie wybaczyć to, że nie rzuciłem się na ciebie, nie wyrwałem ci tej lagi i nie spełniłem na tobie twojej groźby o otworzeniu czaszki… bo przecież nie zostałem sparaliżowany prze strach, to była kompletnie świadoma decyzja. Rezygnacjo… zaniechanie, a kysz! Odpierdolcie się ode mnie i mojego programu decyzyjnego raz na zawsze. Przeklęte jarzmo chrystusowe…

Pieprzona więzienna glątwa na sucho. Piecze mnie gdzieś z nieokreślonych okolic żołądka od przechlorowanej wody. Mój współwięzień z pryczy nade mną mnie zdumiewa. Potrafi np. donośnie chrapać i drapać się po dupie jednocześnie. Ma ksywę Mózg i przypomina mi trochę pewnego niechlubnego bohatera Trainspotting. Ale dobry z niego chłopak. Przejarałem się z lufki bez filtra nieomal do porzygu…

Śniło mi się, że wymieniłem papugę w klatce na 10 centów kompotu o barwie i konsystencji makowego mleczka. 13-tego dnia pobytu przenosiny do ciasnej dwójki na piąte piętro. Po drodze, niosąc kilkudziesięciokilogramowy mandżur z materacami, myślałem, że zemdleję, i dostałem ataku duszności.

23.12.2015

10 mg relanium donosowo. Subtelna ulga od weltszmercu. 2 tygodnie przymusowego odwyku od klonów zbiło, jeśli nie wyzerowało tolerkę. Chciałbym nauczyć się odczuwać tego rodzaju ulgę na trzeźwo. Czy to w ogóle wykonalne w moim przypadku? Może poprzez praktykę Vipasany. Muszę poprosić ojca, aby mi wydrukował poradnik i dostarczył do ZK. Dzisiaj mi się śniło, że w sieci i w jakiejś gazecie ukazał się paszkwilowaty artykuł na ulvhela, pomówienia w rodzaju rzucanych przez pseudo-przyjaciółkę Ś.P. Marii, że samobójcza sekta i w ogóle syf-kiła i mogiła, w tym – o zgrozo – sfotoszopowane zdjęcie mojego penisa i zdjęcia roznegliżowanej M. w zimowym krajobrazie. All in all niepokojąco narcyzowaty koszmar, choć może należałoby to raczej podciągnąć pod (nekro)miłość własną w pojęciu Austina Osmana Spare’a.

Siedząc w Rawiczu, czułem po kościach, że zimę przyjdzie mi spędzić w kryminale, choć wtedy myślałem, że nastąpi to wskutek otrzymania blachy na wokandzie. Doceniam czas, który został mi podarowany wraz z obrożą, choć nie doceniałem go, gdy tę odcinał mi kloszard pod galerią krakowską. Wykonałem zresztą zdjęcie odciętej obroży w przyćmionym świetle ulicznych lamp, niestety przepadło wraz ze zgubieniem telefonu na złodziejsko-narkomańskiej melinie na Św. Filipa, podobnie jak lo-fi recordingi z dworców i jakiejś obskurnej audycji radiowej (kłucie i rżnięcie) z odczytem fragmentów nieznanej mi książki, z których zamierzałem sklecić kawałek pt. Potrójna Diagnoza.

24.12.2015

Powiadają, że jaka wigilia, taki cały nadchodzący rok. Jaką więc przyszłość mam sobie wróżyć, skoro jest po 1-wszej w nocy, a ja nie mogę zasnąć? Zwłaszcza, że z reguły śpię jak zabity od 22-giej i zawsze przeklinam jarzeniówkowo-oczojebne, dzwoniące pobudki. Żeby chociaż zajmowała moje myśli jakaś konkretna problematyka, ale nie, zwykły jałowy kogel-mogel przyprawiony nieznośną tęsknotą. Niech sygnałem nasennym stanie się to oto skrzeczenie dopalającego się turlaka w lufce.

Takiego wała jak zaropiała Polska cała. Zastanawiam się, dlaczego czarny pioter nie poczekał, aż skończy trzepać mnie psiarnia. Spotkałem go jednej z bezdomnych krakowskich nocy w Żabce, kupował całą skrzynkę 9% sternów w butelce. Może skurczybyk nie chciał się podzielić, ja skromnie brałem jednokuflowe 7,2%.

– panie władzo, nie wytrzymam, muszę się odlać

– lej w pory

– to co, on nie jest kurwa białym człowiekiem, że musi walić w gacie?

A może dlatego, że zsedatywizowany klo jąłem go uspokajać, gdy coraz konkretniej pruł się dalej do jaśnie szanownej władzy. Przetrzepali mnie od stóp do głów.

– Kajetan Z., czynny narkoman.

Zdziwienie się bierze jeno stąd, że wyraźnie ucieszył się na mój widok. Kij w to i we wszo, padła ludzka bezsenna wszo.

Słodkie gruchanie obesranych gołąbków zza otwartego okna, a najciemniej jest rzekomo tuż przed świtem (chuja tam ciemno, parszywe halogeny). Cwaniaczek /cenzura/. CD(N)N.

28.12.2015

Nie wiem, co za święto, ale oto z betoniary poleciał jako żywo Honor – Gdzie leży kres podłości tych? Oto jest pytanie. W czasach licealnych do łba by mi nie przyszło, że te x lat później będę słuchał Honoru zza więziennych krat, jako wieloletni narkoman i świeżo upieczony złodziej. Oto co robi z materiałem genetycznym niepoprawnego idealisty ten zgniły, schorzały system: eliminuje, degeneruje, wykręca i przepoczwarza. W kuźni psychodelicznej neuroprogramacji, przesmażenia płata czołowego i zdechłych na skutek opiatowych przedawkowań neuronów. Powykręcane zwoje mózgowe znaczą wężowy szlak ku przeczłowieczeniu, a potencjalnie i zezwierzęceniu, zidioceniu, ale co mnie przytrzymało wśród żywych to chyba perspektywa powrotu do stanu hermafrodyty poprzez zjednoczenie w miłości. Chcę w to bynajmniej wierzyć, co jednak jest trudne, gdy czuję się podle samotny jak pies, choć gdzieś z dna mózgu rozgrzewa mnie świadomość, że moja luba też utkwiona w (psychiatrycznej) sekluzji i na pewno tęskni.

30.12.2015

Znienacka przerzut w transport do Hajnówki. Nowy, wyremontowany Zakład Karny. Wychowek mi powiedział, że ktoś, kto dużo może, stara się mnie wydostać z więzienia – ani chybi to skutek wizyty mojego ojca w nadinspektoracie więziennictwa i prośby tytułem tego, że powinienem się leczyć (w psychiatryku) miast siedzieć. Powiedział, że nie wyklucza, że w przeciągu 2/3 tygodni czeka mnie wylot stąd, ale ręki se nie da uciąć. Zasmakowałbym w psychiatrycznym klimacie, nie powiem, choć w świetle takiej „Kuracji” Smarzowskiego to gorsze od więzienia, a obskurna aura otaczająca Hjuston sprawia, że różowe okulary na przyszłość są poza moim zasięgiem.
Jak rzeczy wytrzymują spojrzenia

jak spływa purpurową rzeką żył
echo okamgnienia
jak wstępuje w serce i w kark
morfinowa fala błogostanu
jak wymykają się z rąk
powidoki zaprzestania
i jak uwierzyć w to mam
że dni biegną ku wieczystemu
rozwiązaniu

18.01.2016

Z okazji lekkiego załamania nerwowego w następstwie posłyszenia wieści podczas rozmowy telefonicznej z lubą wyrwałem od tutejszego doktora zastrzyk relanium. Po nim sam siebie usiłowałem przekonać, że to najgorszy dzień w moim życiu bo ewidentnie takim nie był. Zabawne jak okoliczności psychoaktywne zmieniają odbiór rzeczy. Ale i tak tamtej nocy zdołałem przespać raptem 3h. Usiłowałem wyprosić u doktora drugi zastrzyk, bezskutecznie, bo „pan jest od tych leków uzależniony” – lustrujące spojrzenie.

– Jest pan okrutny.
– Życie jest okrutne, Z.

Pomyślałem sobie, że co tam, spróbuję jeszcze go przegadać, mówiąc / ściemniając mu takie rzeczy, jak: „To, że ktoś jest uzależniony od leków, nie wyklucza tego, że w pewnych okolicznościach może ich obiektywnie z medycznego punktu widzenia potrzebować.”; „Przez 4 dni najdłużej spałem 3h za jednym razem. Boję się patrzeć w lustro”; „Często cokolwiek powiem, słyszę w głowie echo nieco zmienionym głosem powtarzające i niekiedy przeinaczające moje słowa” – jednak nie przyjął mnie, mimo, że się doń zapisałem, pewien że przynajmniej wymawiając się rozwolnieniem uzyskam węgiel, który mi i chłopakom posłuży do dziargania. Nie sądzę, abym ryzykował przeniesienie na izolatki, jak sugeruje mi M. Aby do tego doszło doktor musiałby mieć dowód, że go okłamuję, a więc np. zrobić wywiad wśród moich współosadzonych, czy spałem, co jest mocno wątpliwe. Chyba żebym miał trafić na enki w rezultacie stanowienia zagrożenia dla siebie i dla otoczenia, ale znowuż nie usiłuję mu wmówić tak silnej psychozy. Najpewniej zresztą nawet nie będę miał okazji wypróbować na nim tą gadkę. Poprawka – doktor na tyle obruszył się na moją uwagę odn. zasadności stosowania benzodiazepin, że nawet nie dał mi węgla. „Pan nas nie będzie pouczał, jakie leki mamy przepisywać”.

19.01

Okazuję się nienauczalny gry w 3-5-8. Nieobecność nie pozwala mi spamiętać wyrzucanych kart i dopasować do tego strategii, do tego stopnia, że jeden z graczy niekiedy wybucha śmiechem. Za przegrane mam w chwili obecnej 1335 pompek do zrobienia. Inna sprawa, że z reguły karta mi nie idzie.

20.01

Magazynier dziś zwrócił się do mnie vel „poniedziałkowy chłopaku”, co mnie rozbawiło. Współosadzeni uświadomili mi wczoraj, że moje podpisanie oświadczenia zgody na umieszczenie w placówce „wolnościowej”może oznaczać, że np. będę zmuszony spędzić w detencyjnym oddziale psychiatryka nawet i 3 miesiące, wśród pedofilów i morderców. A list do sądu frau psycholog już nadała. Oby nie.

Grubasek z celi obok na spacerniaku: – Obym tylko nie wrócił do ćpańska. – A co cpałeś? – wszystko – helupę też? – tego to nie. Wszystko do nosa. I handlowałem, nawet kwasy jakieś się nawinęły – A próbowałeś ich? – Nie, taki głupi to nie byłem – Faktycznie, zorało by mu główkę.

stumblr_o3mfm0uZW01tm5ooho2_r1_500

(do Djabła!)

07.02

Śniło mi się, że chciałem skoczyć z mostu w Warszawie, wahałem się między wariantem skoku na ciemno-szare płyty chodnikowe, a skokiem do wody i wizualizowałem sobie upadek i to, jak zimna woda wdziera mi się do płuc, wszystko w ołowiano-pochmurny dzień. Miałem kontakt z p. Lirską, matką mojego ś.p. przyjaciela-samobójcy i wgląd w jego śmierć. W tym śnie zabił się spadając z okna szarej kamienicy, gdzie tuż przed tym leżał na parapecie wygięty dekstrometorfanem. P. Lirska doradziła mi, abym zrobił sobie badania i uzyskał dokument uprawniający lekarzy pierwszego kontaktu do wystawiania mi recept na zolpidem; miałem to załatwić u charakterystycznego łysego doktora z brodą. Siedziałem w samochodzie, gdy ulicą przebiegał wielki struś, zatrzymał się i mało co mnie nie zaatakował, a następnie zagapił mi się z wytrzeszczem w oczy. Leżałem na sofie na brzuchu, wpatrując się w oczy małego psa, który przemawiał ludzkim głosem. Rozmawiałem ze ś.p. Szymonem, przekonując go, jakoby 1 tab. 50 mg zolpidemu i jedna dwusetka morfiny dziennie wystarczały do znośnego, godnego życia i że to jest do ogarnięcia, gdy zagadnął go na ulicy jakiś ekscentryk. Po pracy z matką w ogrodzie miałem w portfelu 190 zł i szacowałem, czy jak zrobię badania w szpitalu, starczy mi na wykup recept i zioło. Wokół śmierci Szymona i mojego planu skoku z mostu była aura baśnio-podobnej tajemnicy.

19.02

Dzień za dniem taki sam – 37 dni do dzwona, o ile nie przyjdzie mi dolewa (wyrok nakazowy za wprowadzenie funkcjonariuszy w błąd co do własnej tożsamości po zatrzymaniu na melinie na Św. Filippa). Czas mi się niemiłosiernie wlecze, a serce rwie na wolność. Przynajmniej od kiedy dostałem stopery, mogę w trakcie dnia nadrabiać niedobory snu. Mam serdecznie dosyć paranoidalnych lęków o Srokę i codziennych stanów niepokoju. W 20 dni zrobiłem 4.000 tys. pompek, a ściślej 3.500 i z 500 brzuszków. Odmóżdżam się przy ustawicznie grającym pod celą Polo TV i poczytuję Burroughsa. Zapuszczam zarost, ale przed końcem miesiąca powinienem – pod groźbą kwita – się ogolić. Oddziałowi męczyli mnie, żebym zgolił wąsa, grożąc mi kwitem albo i wpierdolem. Odparłem, że nie mogę go zgolić, bo jestem katolikiem. – Jebany skurwiel, kogo on chce wnerwić? Relacjonuję te pierdolety z czystych nudów. Oo nudo wiekuista, przemiń, rozsyp się w proch, jako i ja się rozsypię, a te moje prochy mam nadzieję, że ktoś rozsypie nad morzem. Skończyły mi się szlugi, a mogę już nie mieć w tym miesiącu wypiski. Skojarzenie popiołowe. Nie opuszcza mnie dysocjatywne rozkojarzenie,  a nieudolnie medytując odczuwam niekiedy dysocjatywny ścisk mózgu, gdy dochodzę do 6-tej czakry i wizualizuję sobie światło między oczami.

21.02

Odwiedzali mnie Sroka i Szturpak. Wyglądali inaczej niż w rzeczywistości. Pojechaliśmy do lasu za Hryniewiczami, jadąc wąską nawierzchnią między ścianami lasu i rozległym, poplątanym jeziorem z innego snu. Las się skończył, a za nim był ciemny stok wiodący do piramidalnej konstrukcji z ciemnych bali – zarysu gotyckiego kościoła. Na jednym z filarów zauważyłem groteskowy malunek półludzkiej postaci w stylu średniowiecznego bestiariusza. Od tamtej chwili znalazłem się w estetycznej krainie czarów i co chwilę dostrzegałem nowe zachwycające szczegóły. Malunki emanowały magiczną aurą. Wykonywałem zdjęcia S. i Sz. na tle jesiennego krajobrazu. Wokół zaroiło się od innych znajomych, wszedłem w cień i odkryłem, że znajdujemy się w czymś jakby olbrzymia, ciemna sala kinowa bez ekranu i z prostopadle i równolegle biegnącymi rzędami. Później schodziłem długim, skalnym wąwozem, a po bokach rozpościerał się las niebotycznych drzew o potężnych, czarnych pniach. Zatrzymałem się przy jednym z nich, zawracając uwagę na wyryte na nim runy i koście ciemno-czerwonych owoców. Czerń i czerwień to kolory Seta-Tyfona, a zatem traktuję to za dobry znak, indykujący, że podążam przeznaczoną mi ścieżką. Wtedy zauważyłem, że drogę dalej utrudnia wysoki uskok w skalnej półce.

W jaskórzej nawie

Szept purpurowego kłamcy
Echem w mojej głowie
Czerwienią w moim oku
Transgresja Prawem Banity
Niech otworzy się
Wężowe Oko Umysłu
Niech złuszczą się fasady fałszu
i pękną okowy materii
wykluwając Diabła
Niech wulkany wytrysną, wichry zadmą, a morze zawrze
i niech zadźwięczy fletnia Pana
A Ogień odtańczy swój tan
na naszych Zaślubinach
moja kruszynko śniegu, siostrzana Gwiazdo

18.03

Myślałem, coby zrobić mały eksperyment w ramach przeprogramowywania nawyków i posprzątać przed apelem, wykonując każdą czynność w odwrotnej kolejności – od tyłu. Z tym, że mycie podłogi foką przed zamiataniem trochę mijałoby się z celem. Rozmowa z p. psycholog uświadomiła mi, że za mało strategicznie się nastawiam na życie na wolności. Muszę się odciąć od hałasu i to przemyśleć. Nadchodzi pora, aby odbić sobie ten jakże parszywy rok i nic mnie przed tym nie powstrzyma, Xeper i Set! /kartka wyrwana wraz z kilkunastoma innymi najprawdopodobniej przez współosadzonych; pisałem tam m.in. „Awantura o kiełbasę obrazem tego oddziału?”

2323

20.03

Na spacerze mój grypsujący imiennik powiedział mi, żebym – jeśli chcę mieć życie – czym prędzej wyjechał z tej dziury zwanej Polską. -Polska dupkiem narodów – odparłem. Powiedział, że tu nie jest Europa, nie ma żadnej cechy wspólnej na żadnej płaszczyźnie. Zgodził się, że lepiej by było jakby Hitler wygrał wojnę i że na polskę należałoby zrzucić bomby i zasypać wapnem, a 99% gamoni wysłać do pieców, żeby dali z siebie przynajmniej trochę ciepła i energii. Jeść i srać i gromadzić, ogłupieni pokurwionym społeczeństwem, polityką i religią – wszystko to wiem, ale jak dobrze porozmawiać z kimś normalnym i inteligentnym, pomaga to zachować zdrowe zmysły. – W dzisiejszym świecie trzeba być agresorem. Jeśli masz cel i motywację, zachowuj się jakby nie było przeszkód (w sensie: depcz je i ignoruj). Rozmawialiśmy też o upadku Zachodu, roli Kościoła i żydostwa, czy o ewolucji człowieka, która ewidentnie się zatrzymała, jak za komuny ogłupiano wódką, tak teraz dwukrotnie bardziej techniką. Najbardziej sobie do łba i serca wezmę słowa, że trzeba żyć tym, co jest tu i teraz, wokół nas, a nie wspomnieniami, książkami i filmami. Trudno mi się będzie przestawić po 27 latach, ale już poczyniłem pierwsze kroki. I sprężę całą siłę woli, aby pozostać na tej ścieżce i nie wracać na nihilistyczne bezdroża narkotycznej beztroski.

Przy wydawce kolacji kajfus siedzący za handel heroiną nalał mi pełniutki dołek herbaty. Niosąc go, nie rozlałem ani kropli. Komentarz gada: – widać, że to złodziej.

Nokturn

Na rozstajach z gałęzi zwisa trup
Czy wisielców Bóg wskaże, gdzie wykopią mu grób?
Wrócisz, wrócisz tu – w noc kracze kruk
Na zsiniałej skórze skrzy się mróz
Księżyc krzywo łypie zza pordzewiałych chmur

Pierwszego dnia po oswobodzeniu schlałem się podle 0.4 wódki i porterem, w drodze powrotnej wielokrotnie wymiotowałem, znak że moja wątroba nie ma się najlepiej. Uniknąłem przekimania u poznanego typa, który uważał, że zachowuję się agresywnie i pytał, czy chcę mu spuścić wpierdol, ale z czasem powiedział, że mnie polubił i chciał mnie zapoznać z paroma ziomkami. Lampka ostrzegawcza się zapaliła, przypomniałem sobie psi urok alkoholowego odurzenia i nie chcę do tego wracać, tak mi dopomóż Czort!

~K.-tastrof (wyklucznik)

Jedna uwaga do wpisu “Furtka II

Dodaj komentarz